Władysław Podkowiński
Szał, szkic, 1893
olej, płótno; 56 x 46 cm
Trudno o bardziej zmityzowany, obrośnięty różnorodnymi interpretacjami obraz w sztuce polskiej niż „Szał uniesień” Władysława Podkowińskiego. Twórczość i życie malarza owiane są legendą. Prekursor sztuki nowej, w tym impresjonizmu i symbolizmu, eksperymentator, skandalista. „Szał uniesień” traktowany był przez krytyków jako manifest polskiego modernizmu przełomu wieków, analizowany w kontekście modnej wówczas teorii „nagiej duszy” Stanisława Przybyszewskiego. Dziś dziatwa szkolna, która przybywa z całej Polski do krakowskich Sukiennic w ramach obowiązkowych wycieczek, przystaje przed tym dziełem i wysłuchuje opowieści przewodnika o nieszczęśliwej, nieodwzajemnionej miłości awangardowego artysty do przedstawionej na obrazie nagiej kobiety; o skandalu, jaki wybuchł po pokazaniu dzieła w roku 1894 w sali warszawskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, kiedy to artysta pociął płótno nożem. By w pełni odczytać towarzyszącą obrazowi ekfrazę warto wiedzieć, że nieco wcześniej, w 1892 roku artysta pracował nad innym, ekspresyjnym dziełem pt.: „Taniec szkieletów”, przedstawiającym korowód nagich kobiet splecionych z kościotrupami, zmierzający w otchłań śmierci. Na naszej wystawie prezentujemy studium do obrazu „Szał uniesień”, wypożyczone ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie. Ekfraza towarzysząca temu obrazowi odwołuje się do szeregu dzieł literatury i malarstwa polskiego przełomu XIX i XX wieku w których uwieczniono wizerunki koni, przedstawienia szarż kawalerii, konnych pojedynków, zajazdów. Tego typu tematyka pojawia się między innymi w obrazach Januarego Suchodolskiego, Piotra Michałowskiego, Zdzisława Ruszkowskiego, a także w wierszach Cypriana Kamila Norwida, wreszcie w poemacie „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza. Ten „ koński trop” prowadzi nas do czasów współczesnych. Dziś motywy batalistyczne zostały zbanalizowane za sprawą ich powielania w niezliczonych wariantach wizualnych przez media elektroniczne. Pozostają one jednak niezmiennie ważnym elementem zbiorowej pamięci historycznej. Nadal włączone są w kanon dzieł polskiej kultury, stąd dziwi choćby próba ich wykluczenia ze szkolnych programów nauczania, o czym traktuje wspomniana ekfraza.